Baśnie Tysiąca i Jednej Nocy są piękne, ale coś mają z nami wspólnego. W jednej z nich pojawia się skrzydlata żmija, która jest Dżiniją i odlatuje na pewien czas daleko na północ, a po latach wraca. Co ciekawe w Polskich legendach pojawia się taki przybyły z południa Żmij, zwany też Smokiem. I tu chciałoby się wypełnić lukę Baśni orientalnej Baśnią rodzimą:
Na Podhalu była sobie wioska Mokra bo otoczona trzema jeziorami. Ludzie w niej żyli bardzo szczęśliwie i często przybywali kupcy ze wszystkich stron. Wszyscy bogacili się bo czuli się niezwykle bezpiecznie. Mieli wielkiego obrońcę.
W pieczarze obok od lat mieszkał dobry smok, skrzydlaty wielki wąż, który się żywił tylko jarzynkami i kochał mieszkańców Mokrej oraz kupców korzennych. A, że wszędzie miał blisko to nawet nie musiał rozwijać swych wielkich skrzydeł tylko wyprężał się i przemieszczał się wielkimi susami. Gdy jakieś zbóje atakowali Mokrą lub kupców Żmij kilkoma susami ich dopadał.
Rozbójnicy nigdy nie wiedzieli skąd naskoczy na nich Smok. Hops i był. Dlatego też nazywano go Kickiem. Obrońca Mokrej był przy tym miły, niekłopotliwy, pomocny (np. jak wóz ugrzęzł w błocie to wyciągnął) stąd mieszkańcy chętnie mu przywozili jarzynki różne. I tak żyli sobie Mokra z Kickiem pomiędzy trzema jeziorami bardzo szczęśliwie przez dziesiątki lat.
Niestety do czasu.
Otóż pewnego razu, aż z Krakowa przywędrował szewc za robotą do bogatej Mokrej. Rozejrzał się, założył warsztat, zaczął sprawować buty, gdy nagle… aż szczęka mu opadła. Pojawił się bowiem Kicek, zielony wielki smok. Z takiej skóry zrobiłbym 10 tysięcy par butów – pomyślał pazerny szewc i postanowił Kicka zabić starą metodą przodka Skuby. Nadział wiec skórę barana siarką i postawił przed pieczarą Kicka i się schował.
I nic. Bo Kicek był vege!
Pojawił się Harnaś, coś szepnął szewcowi i ten stworzył barana pułapkę obkładając go całą masą liści sałaty, naci oraz szczypiorku. Tym razem Kicek wychyla się z pieczary i widzi, że mieszkańcy Mokrej dali mu całą kupę pysznej sałatki. Rzucił się wiec jednym skokiem i jednym kłapnięciem zjadł zieleninkę z baranem i siarką.
I zrobiło mu się niedobrze. Pali jak cholera siara i jedzie baraniną, rogami oraz źle wyprawioną skórą. Poleciał więc pić do pierwszego jeziora. Wypił całe, ale niewiele pomogło. Wypił drugie. A mieszkańcy Mokrej zaczynają się burzyć!
– Wali Ci Kicku?! – krzyczą – czemu nam wypijasz już drugie jezioro?
Gdy wziął się za trzecie – cała Mokra chwyciła za widły i na Kicka.
Ten mimo razów dokończył beknął przeciągle i mu przeszło. Ugasił. Uff
Ale na podstępnych chamów z widłami z Mokrej się obraził. A był dla nich taki dobry.
Rozłożył skrzydła i tyle go widziano. Odleciał w kierunku wstającego słońca.
Wieś po odlocie Żmija zmarniała. Nie miała wody, nie było już jezior, więc wszystko uschło i przemianowano ją z „Mokrej” na „Suchą”. A potem wszystkie zbóje w okolicy zlazły się napadać mieszkańców i kupców, bo się rozeszło, że tam w dolince została:
Sucha BezKicka