Nigdy nie zapomnę, jak byłem szokowany, gdy przed kilkunastu laty pierwszy raz zrozumiałem, jak działa e-sąd. No, było wiadomo wtedy, że funkcjonuje coś takiego jak elektroniczne postępowanie upominawcze. Jest coś takiego jak e-sąd, czyli sąd internetowy, do którego elektronicznie można złożyć pozew i który ten pozew będzie rozstrzygał, zdalnie korzystając z tego, że sędziowie e-sądu, tak sobie wyobrażałem, po prostu nie muszą siedzieć w jednym budynku, tylko są rozproszeni po całej Polsce, ale siedzą u siebie w gabinecie przed komputerem i zapoznają się ze sprawami spokojnie gruntownie, detal po detalu i rozstrzygają.
Rozstrzygają, czy ten, który złożył pozew ma rację, czy też rację ma osoba pozwana. Czyli generalnie rzecz biorąc wyobrażam sobie e-sąd tak, jak wielu z Państwa pewnie sobie wyobraża, póki się z nim nie zetknie, że różnica jest tylko taka, że nie ma sali sądowej, ale sędzia po prostu dokonując analizy całej dokumentacji, całego materiału dowodowego, który jest przysłany zdalnie, po prostu rozstrzyga jak sprawa wygląda i wydaje orzeczenie. Wydaje orzeczenie, no i okazało się, że rzeczywistość jest zupełnie inna.
Gdy zacząłem zajmować się już jako prawnik sprawami w e-sądzie, to włosy stawały, zaczęły mi stawać dęba i przecierałem oczy. Jak to mówią, nie wierzyłem piosence. Jak to? To tam nie ma sędziego? To tam siedzi po prostu po drugiej stronie komputera jakiś urzędnik, dowolna osoba, nie wiadomo o jakim przygotowaniu, bez aplikacji, bez szkoły sędziowskiej, nawet nie asesor, czyli sędzia, nie jest to nawet sędzia dopiero czekający na nominację, tylko jakiś po prostu taki powiedziałbym koleś, albo jak to się dzisiaj mówi po młodzieżowemu, siedzi tam jakaś typiara, która patrzy co jej nadesłano.
I na tej podstawie wydaje nakaz zapłaty, albo go nie wydaje. Potem dowiedziałem się to co Państwu przedstawię teraz, czyli, że tak naprawdę to wydawanie nakazu zapłaty lub niewydawanie nie odbywa się na podstawie żadnych dokumentów, bo do e-sądu nikt żadnych dokumentów nie składa. Nie odbywa się to na podstawie analizy materiału dowodowego, bo jak nie ma załączników, to nie ma materiału dowodowego.
Ale zaraz ktoś powie, jak to nie ma materiału dowodowego? Przecież widzimy te pozwy do e-sądu i tam pod pozwem jest wymieniony materiał dowodowy, który jest załączony do pozwu. No i to są właśnie te całe jaja. Jak to wszystko wygląda? To wszystko jest pic na wodę, fotomontaż z tym e-sądem.
Proszę Państwa, do e-sądu firma, zazwyczaj duża firma, która wnosi bardzo wiele pozwów, wnosi te pozwy w tak zwanych paczkach. Masowo, taką paczkę złożoną z kilkuset, kilku tysięcy, a nawet kilkudziesięciu tysięcy pozwów, jakby załadowuje do e-sądu pracownik tej firmy, osoba, która ma upoważnienie działać w imieniu tej firmy, tego masowego powoda, masowego windykatora, która ma uprawnienie reprezentować tą firmę w e-sądzie.
Czyli ładowany jest folder, tam jest odpowiednio taki masowy powód, odpowiednio jest tam zaznaczony, że on będzie składał jakąś tam paczkę, wielu set pozwów na przykład i ładowane są te pozwy. Te paczki są leciutkie, dlatego że te pozwy są elektroniczne. Tam nie ma dokumentów, nie ma zeskanowanych żadnych dokumentów, bo ma być gładko, lekko, przyjemnie i szybko.
Więc jest tylko, pozew to jest tylko taki elektroniczny dokument, który się pisze, na którym firma pisze online, nikt tego nie musi drukować, w którym się coś twierdzi, się coś oświadcza, składa się mnóstwo jakichś tam dowolnych informacji, a wszystko to się podkreśla, że się ma te znaczące dowody i że te dowody są w załączeniu, chociaż żadnych dowodów do takiego pozwu się nie załącza. I się wysyła taki pozew, który jest tylko jednostronnym oświadczeniem woli i nie przedstawia żadnej dokumentacji. I na podstawie tego pozwu, będącego jednostronnym oświadczeniem woli, referendarz sądowy e-sądu, czyli nie sędzia, ale urzędnik.
Być może tym referendarzem jest ktoś, kto działa jako referendarz, a po godzinach, jak nie pracuje w e-sądzie, to jest na przykład, nie wiem, bardzo sprawnym hydraulikiem, albo informatykiem w innej firmie, albo robi cokolwiek innego. Nie sędzia. Oczywiście, oczywiście, na pewno podpisywał, że nie będzie wykonywał pracy jakiejś tam niegodnej, albo że nie będzie wiązał swojej pracy w e-sądzie z jakąś inną pracą, ale to są tylko oświadczenia, tyle samo warte, co te oświadczenia w tych pozwach.
No i teraz taki referendarz otrzymuje paczkę kilkuset pozwów, gdzie musi, w oparciu o samo oświadczenie powoda, gdzie musi stwierdzić, że wydaje nakaz zapłaty lub nie wydaje. Jak nie wydaje, to sprawa jest umorzona i nikt o tej sprawie się nie dowie. Tak, tak, dobrze słyszycie.
Nikt się o tej sprawie nie dowie. Nawet pozwany się nie dowie, że był pozwany i że powodowi się nie udało. Oczywiście dowie się z portalu e-sądu, jeżeli się tam zaloguje, zachęcam, ale nie dowie się z żadnej korespondencji, że była taka próba.
Nie dowie się, że nie przyjdzie do niego żadne postanowienie o umorzeniu, że nie było podstaw i tak dalej. Nie dowie się. Za to dowie się o wydaniu nakazu zapłaty.
I cóż przychodzi wraz z tym nakazem zapłaty, bo taki nakaz jest już wysyłany, cóż tam przychodzi? Pozew, który wymienia, że ma załączniki, ale ich nie ma. No i teraz to jest wysyłane zgodnie z oświadczeniem na ten adres, który powód podał, że tam niby pozwany mieszka. A jak nie mieszka, tym gorzej dla pozwanego, bo nie bój się, jeżeli się to odbije, to referendarz zazwyczaj uzna, że to było prawidłowo doręczone, czyli tak zwaną fikcję doręczenia.
W ten sposób 90% nakazów zapłaty wydawanych z takich paczek po kilkaset, po kilka tysięcy pozwów się uprawomocnia, czyli trafia do komornika. Dlaczego 90%? Bo tylko 10% tych spraw może się doczekać sprzeciwu, bo ludzie albo nie odbierają, bo to jest zły adres, albo się nie znają, albo nie traktują poważnie takiego nakazu. Dlaczego nie traktować nakazu poważnie? Bo ten nakaz to jest taki świstek, który nawet nie jest ani podpisany, ani nie posiada pieczątki.
Ot taki dokumencik. Tak wygląda e-sąd w Polsce.