Wszystkie decyzje Hitlera po 1933 r. zostały zaakceptowane i uzasadnione przez wybitnych prawników niemieckich z Konstytucjonalistą Carlem Shmittem na czele i dr Rudolfem Brandtem. Wszystkie, łącznie z eksterminacją.
Tam, gdzie ewidentnie sięgano do działań barbarzyńskich pojawiał się wybitny myśliciel Martin Heidegger ze swoim: „Czasowość uwstecznia się jako przyszłość, która uobecnia się w procesie bycia”.
To była silna, proeuropejska legitymizacja tej władzy.
A co na to zwykli Niemcy, przecież nie wszyscy byli źli? Mieli rodziny, pracowali, chodzili na zakupy i rozmawiali pijąc piwo w knajpach…
??
Wystarczyło, że 2/3 społeczeństwa odczuło ewidentną poprawę bytu, by nie przejmować się losem pozostałej 1/3, która to finansowała, którą z czasem odhumanizowano i zrównano z insektami lub szczurami – stąd najpotężniejszą władzą stał się ówczesny SANEPiD (wyłączony bardzo sprytnie z okowów demokracji w imię wyższych antyepidemicznych celów).
Sam Führer natomiast był dla większości mężem opatrznościowym, idolem, nadczłowiekiem nie zasługującym na najmniejszą krytykę. Prezentował jasność umysłu, uczciwość, odwagę i triumf woli. Gdy nawet naocznie obserwowano bestialstwo, bezprawie i podłość mawiano: „Gdybyż tylko Hitler o tym wiedział”.